logo
Pitek, 29 marca 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 
Rok C - Adwent - 3 niedziela

Sprawiedliwość i radość jako owoc wiary i nadziei
Ks. Tomasz Raćkos SDS 2003-12-14
So 3,14-18; Flp 4,4-7; Lk 3,10-18
W ubiegłą niedzielę adwentu, w naszych rozważaniach biblijnych wyszliśmy nad brzeg Jordanu, aby zobaczyć tam proroka nowych czasów, Jana pustelnika, przyodzianego w skórę, wołającego ochrypłym i nie zawsze przyjemnym głosem: „Nawracajcie się!”
Dzisiejszy fragment Ewangelii Łukasza, pozwala scharakteryzować nie tylko samego Jana Chrzciciela, ale również tłum ludzi zgromadzonych nad brzegiem Jordanu, mieszkańców Palestyny sprzed 2000 lat, ludzi przeżywających swój adwent oczekiwania na Mesjasza wybawiciela. Kim oni byli? Co można o nich powiedzieć?
 
Przede wszystkim byli to ludzie z inicjatywą, tzn. tacy, którzy chcieli coś osiągnąć, gotowi do wysiłku i wyrzeczeń. W przeciwnym razie nie opuściliby murów miasta, nie poszliby na pustynię. Jesteśmy pewni, że nie korzystali tam z usług żadnego biura podróży, prawdopodobnie nie liczyli też na zyski materialne. Przyszli nad Jordan z własnej inicjatywy i nie zadowolili się postawą biernego widza. Przeciwnie, mimo niekonwencjonalnego zachowania proroka, próbowali nawiązać z  nim kontakt, pytając bezpośrednio: „Cóż mamy czynić?”
 
Ewangelista Łukasz pisze o tych ludziach, że tam nad Jordanem „oczekiwali z napięciem i snuli domysły w swoich sercach”. Z pytań, jakie zadawali Janowi, wynika, że byli ludźmi zdecydowanymi na podjęcie próby zmiany dotychczasowego stylu życia. W każdym bądź razie czekając na przyjście Mesjasza, który miał „chrzcić Duchem Świętym i ogniem”, musieli zająć zdecydowaną postawę względem tego, co było „ziarnem”, a co tylko „plewą” w ich życiu.
 
Ciekawe, dlaczego mimo surowych słów Jana nad Jordanem, jego słuchacze nie rozeszli się? Czemu nie poczuli się obrażeni, gdy wypominał wady ich codziennego postępowania? Dlaczego w tych surowych słowach proroka słyszeli „dobra nowinę”?
Wydaje mi się, że przyczyną zasłuchania ludzi nad brzegiem Jordanu i podjęcia tam konkretnych decyzji o swoim życiu, była WIARA. WIARA – czyli uznanie za prawdę słów głoszonych przez Jana, i NADZIEJA. NADZIEJA spotkania Kogoś niezwykłego, Kogoś, kto nadchodzi i jest Panem ludzkiego losu. WIARA i NADZIEJA są chyba najważniejszymi przymiotami określającymi tamten tłum ludzi znad Jordanu.
 
Równocześnie te same cechy potrzebne są nam, współczesnym ludziom zgromadzonym w świątyniach. WIARA i NADZIEJA – w zależności od tego czy je posiadamy lub nie – czynią nas albo podobnymi do bohaterów czytanej dziś Ewangelii, albo ludźmi całkowicie obojętnymi, tzn. innymi od tamtych, którzy przyszli słuchać Jana Chrzciciela.
Zatem, po czym poznać i jak określić, ile  WIARY i NADZIEI jest w nas, w naszym społeczeństwie, w pokoleniu współczesnych uczniów nie Jana Chrzciciela, ale Jezusa Chrystusa?
 
Arcybiskup Mediolanu, kardynał Carlo Maria Martini, przed 20 laty, w taki sposób charakteryzował społeczeństwo:
Niestety, nie jest łatwo sprawić, by codzienne rozmowy chrześcijan dotykały tematów wiary. Niekoniecznie wynika to ze złej woli (...); często jest to po prostu sprawa lenistwa, obojętności: uważamy za niestosowne mówić o Jezusie, o tajemnicy naszych relacji z Bogiem, o wymaganiach ewangelizacyjnych, o problemach życia Kościoła. Czujemy bowiem, że te tematy wymagają szczerości i wysiłku. Przeszkodą jest zmowa milczenia, jaką współczesna mentalność otacza problemy religii i chrześcijaństwa”.
 
Wnika stąd, że współczesne społeczeństwo medialne, które tonie w potoku informacji i morzu słów, równocześnie cierpi na deficyt szczerości i prawdy. Skoro nie możemy określić naszej WIARY i NADZIEI przez szczerą rozmowę, spróbujmy potwierdzić ich obecność, szukając owoców WIARY i NADZIEI.
 
Z czytanej dziś Ewangelii Łukasza wynika, że owocem WIARY jest konkretna, zewnętrzna postawa, tzn. czyny człowieka, sposób traktowania innych ludzi, tych z którymi mieszkam, z którymi pracuję, z którymi prowadzę interesy, których spotykam na ulicach mojego miasta. We wszystkie te relacje, u człowieka wierzącego, wpisana jest świadomość bliskości Boga. I ze względu na tę bliskość Boga, który jest Miłością, człowiek wiary nie z przymusu, nie z lęku, lecz z miłości kieruje się w swoim postępowaniu sprawiedliwością. Im węszą ma wiarę w istnienie, działanie i Miłość Boga, tym bardziej stara się być uczciwym, żyć w prawdzie. Niestety okazuje się, że „uczciwość” i „prawda” to również wartości deficytowe w naszym społeczeństwie.
 
Sprawiedliwość oparta na wierze nadprzyrodzonej, której często brakuje współczesnemu człowiekowi, nie służy temu, by brać, lecz pomaga: dzielić się i otwierać na innych ludzi. Dzielić się tym, kim jestem i co posiadam: miłością, doświadczeniem, czasem, dobrocią, postawą służby. Wydaje się być bardzo słusznym spostrzeżenie poety ks. Jana Twardowskiego, który w wierszu zatytułowanym „Sprawiedliwość” pisze:
Gdyby wszyscy mieli po cztery jabłka,
gdyby wszyscy byli silni jak konie,
gdyby wszyscy byli jednakowo bezbronni w miłości,
gdyby każdy miał to samo,
nikt nikomu nie byłby potrzebny (…)
 
Sprawiedliwość nie oznacza, że wszyscy mamy to samo. Sprawiedliwość znaczy, że my ludzie potrzebujemy siebie nawzajem.
Kiedyś, w okresie przedświątecznym, na jednym z domów towarowych w Krakowie, powieszono obszerny transparent reklamowy jednej z firm, na którym było tylko jedno zdanie:
Świat ustępuje z drogi temu, kto wie, dokąd zmierza”.
 
Osobiście uważam, że szczególnie ostatnie słowa tego hasła dobrze charakteryzują prawdziwych chrześcijan. Bo prawdziwy uczeń Jezusa to:
CZŁOWIEK, który mówi prawdę, nawet jeśli wydaje się, że wszyscy dokoła kłamią;
CZŁOWIEK, który ceni uczciwość, nawet jeśli popularna jest kradzież i wyzysk;
to CZŁOWIEK, który ma odwagę być innym niż wszyscy, ponieważ wie, dokąd zmierza i co jest celem jego drogi.
 
Zatem chcąc na serio potraktować słowa Jana Chrzciciela, tak jak potraktowały je tłumy nad Jordanem, chcąc żyć uczciwie, tzn. doświadczać i czynić sprawiedliwość, wypada nam dziś zapytać się o naszą wiarę. Ale skoro tak trudno jest doświadczać sprawiedliwości wśród ludzi w dzisiejszych czasach, w życiu prywatnym i publicznym, to zapewne mamy też tu do czynienia z poważnym kryzysem wiary, kryzysem zawierzenia Bogu.
 
I chyba niewiele lepiej jest z nasza nadzieją. NADZIEJA to cnota, która pozwala nam patrzeć w przyszłość. Związana jest z oczekiwaniem na określone dobro. Dla ludzi znad Jordanu tym dobrem był Mesjasz, na którego czekali. Owocem nadziei jest radość serca. Dlatego człowieka żyjącego nadzieją, rozpoznajemy po radości.
 
Wystarczy jednak wyjść na ulice miast, aby przekonać się, że uśmiech, częściej niż na twarzach przechodniów, można obecnie spotkać na papierze, na okładkach kolorowych czasopism, na plakatach reklamowych i wielkich billboardach. Powszechnie spotykamy dziś uśmiech reklamowy, komercyjny, natomiast dużo trudniej jest znaleźć uśmiech będący wyrazem szczerej radości serca.
 
A przecież to radość powinna charakteryzować tych, którzy na serio potraktowali słowa anioła mówiącego do pasterzy na betlejemskim polu: „Zwiastuję wam radość wielką (…) dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel” (Łk 2,10-11). Powołując się na tamto wydarzenie św. Paweł zwraca się do nas: "Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się!" (Flp 4,4).
 
Papież Paweł VI w adhortacji apostolskiej: „O radości chrześcijańskiej”, wydanej niecałe 30 lat temu, wskazuje na trzy jej stopnie:
Pierwszym jest: RADOŚĆ płynąca z życia zgodnego z przyrodą, objawiająca się zachwytem człowieka pięknem przyrody, jej harmonią i ładem.
Drugim: RADOŚĆ wynikająca ze spotkania z innymi ludźmi, związana z budowaniem naszych więzi rodzinnych i wspólnotowych.
 
Wreszcie trzecim najwyższym stopniem jest: RADOŚĆ pochodząca z poznawania Boga i miłowani Go jako najwyższą wartość. Jest to radość, której człowiekowi wierzącemu nie jest w stanie odebrać: żadna przeszkoda, żadna trudność, ani cierpienie.
Należy zatem stwierdzić, że przeżywanie radości, która jest owocem chrześcijańskiej nadziei, możliwe jest wyłącznie w relacji otwarcia się na świat przyrody, na drugą osobę i wreszcie na samego Boga. Bez względu na złożoność i ciężar czasów w jakich żyjemy, mamy prawo do radości tej prawdziwej, która nie łączy się z wrzaskiem, ironią, kpiną, ale jest radością płynącą z głębi serca pełnego wiary i nadziei spotkania z Tym, który nas stworzył, powołał i nie przestaje nas kochać.
 
Każdy współczesny chrześcijanin: mężczyzna i kobieta, mąż i żona, ojciec i matka, syn czy córka, musi świadomie zatroszczyć się o podobieństwo do licznie zgromadzonych słuchaczy Jana Chrzciciela nad Jordanem. Widząc własne braki, zechciejmy uświadomić sobie potrzebę Zbawiciela w naszym życiu. Zaprośmy Go do swojego serca. Pozwólmy Jemu przejąć inicjatywę. Zacząć możemy już dziś, od gorliwej prośby kierowanej do Boga. Prośmy o WIARĘ, której świadectwem będzie sprawiedliwość i o NADZIEJĘ, która zaowocuje szczerą radością . Amen
 
Ks. Tomasz Raćkos SDS