logo
Czwartek, 28 marca 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 
Rok B - 1 niedziela zwykła - Chrzest Pański

Czy znasz sprawę Jezusa z Nazaretu?
Ks. Piotr Szyrszeń SDS 2009-01-11
Iz 42,1-4.6-7; Dz 10,34-38; Mk 1,6-11
"Wiecie, co się działo w całej Judei, począwszy od Galilei po chrzcie, który głosił Jan. Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu…". No właśnie: Czy wiecie, co się działo wówczas na ziemiach Izraela? Czy znacie sprawę Jezusa z Nazaretu? Kto to jest Jezus z Nazaretu? Co mówił? Czego On nauczał? Czy On uczynił coś nadzwyczajnego? Co się wydarzyło w ciągu owych trzech lat publicznej działalności Jezusa? Skoro mówimy o publicznej działalności, czyli istniała jakaś nie-publiczna Jego aktywność? Co można o powiedzieć o 30 latach życia Jezusa w Nazarecie?
 
Kiedyś w czasie wakacyjnych rekolekcji dla młodzieży chciałem opowiedzieć tak „z biegu” historię Józefa, sprzedanego przez braci i oddanego do niewoli w Egipcie. Wydawało mi się, że znam tę historię, ale okazało się, że niektóre szczegóły owej historii uciekły gdzieś z mojej pamięci albo… się tam nigdy nie znalazły. Gdy sięgnąłem po tekst biblijny, czytałem tę historię odkrywając raz po raz coś nowego i zaskakującego.
 
Wiecie, co się działo w całej Judei, począwszy od Galilei po chrzcie, który głosił Jan. Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu…” – mówił Piotr Apostoł w domu Korneliusza i te jego słowa rozbrzmiewają dziś w naszych wspólnotach na Eucharystii. Bracie… Siostro…! Czy mógłbyś/mogłabyś mi opowiedzieć historię Jezusa z Nazaretu? Co Jezus powiedział Samarytance…, Nikodemowi…, Zacheuszowi? Samarytanka z miasta Sychar po rozmowie z Jezusem dzieliła się ze swymi rodakami: „Powiedział mi wszystko, co uczyniłam”. Jezus pozostał w ich mieście dłużej, bo Go o to prosili. A potem mówili do owej kobiety: „Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przekonani, że On jest prawdziwie Zbawicielem świata”.
 
Wyobraźmy sobie spotkanie dwu osób: katolika i Świadka Jehowy. Jaka jest reakcja katolika, gdy przychodzi do niego ów wędrowny nauczyciel, który usiłuje głosić swoje przekonania? Czasem nie rozmawia i zamyka drzwi… Innym razem mówi coś w rodzaju: „Moi rodzice wierzyli tak jak ja, urodziłem się w tej wierze, chcę w tej wierze umrzeć. Daj mi Pan/Pani święty spokój”. Oto wyznanie wiary „na rachunek” rodziców czy dziadków. A wystarczyło powiedzieć: „Wierzę w Boga, który objawiał mi się w słowach i czynach Jezusa, który objawia się w Kościele” składając w ten sposób wyznanie wiary „na osobisty rachunek”.
 
Zmarły przed kilku laty kardynał wietnamski F. Nguyen van Thuan opowiedział w czasie rekolekcji wygłoszonych w 2000 r. dla Papieża i pracowników Kurii Rzymskiej sytuację z więzienia w Wietnamie. Katolicy dzielili tam między siebie przemycony do lochów Nowy Testament i uczyli się swych fragmentów na pamięć. Ponieważ nie było podłogi, ale ziemia czy piasek, gdy słyszeli kroki strażnika zakopywali owe karteluszki w ziemi. W nocy, w ciemności, każdy po kolei recytował część tekstu Pisma Świętego, której się nauczył. Jak zaświadczył ów były więzień, było czymś poruszającym słyszeć w ciszy i w ciemności Słowo Boże, „żywą Ewangelię” recytowaną z całym ożywieniem. Niechrześcijanie słuchali z szacunkiem i podziwiali to, co nazywali „świętymi słowami”. Przywołany duchowny wietnamski zaświadczył, iż w jego ojczyźnie były zakazane tworzenie wszelkiego rodzaju stowarzyszeń religijnych. Ludzie skoncentrowali się całkowicie na życiu słowem Bożym. Nie było książek duchowych, komentarzy drukowanych. Ludzie dzieli między sobą owoce spotkań ze Słowem Bożym. Mieli jedynie Ewangelię i dzielili ją między sobą. I życie chrześcijańskie kwitło.
 
Wiecie, co się działo w całej Judei, począwszy od Galilei po chrzcie, który głosił Jan. Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu…”. Czy wiesz, co się działo w całej Judei po chrzcie głoszonym przez Jana? Czy znacz sprawę Jezusa…? Czy znasz ją z osobistego spotkania ze Słowem Bożym? Czy tę znajomość opierasz na własnym doświadczeniu czy też wyłącznie na tym, co ci inni powiedzieli? Czy swą wiarę opierasz na słowie samego Boga przekazywanym w ramach wspólnoty Kościoła czy tylko na ludzkim autorytecie rodziców czy księdza?
 
Słuchasz dziś słów Boga do Jezusa: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Łk 3, 22). Ten głos był potrzebny Jezusowi, ale i dla nas słowa, które rozległy się przy chrzcie Jezusa, są bardzo ważne. Jezus modlił się przed swą śmiercią w tzw. modlitwie arcykapłańskiej i prosił Ojca: „aby świat poznał… żeś Ty ich umiłował, tak jak Mnie umiłowałeś”. Jeśli wierzę Bogu, to u początku mego życia, podczas mojego chrztu, gdy jeszcze niczego nie zrobiłem, powiedział: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. Jak ważne są te słowa dziś!
 
Bóg Ojciec wiedział, że dla Jezusa misja Mesjasza nie będzie zadaniem łatwym. Przyjdzie taki moment w życiu Boga-Człowieka, że z ust Jego popłynie owo niezrozumiałe dla nas pytanie: „Boże, mój Boże czemuś mnie opuścił?”. Już na początku publicznej działalności Syna, Ojciec niebieski obwieszcza głośno, że całą swoją miłością i powagą za Tym Synem stoi, że On jest Jego umiłowanym, że jest Synem w którym ma upodobanie, że jest z Nim całym sobą. Zanim Jezus cokolwiek zrobił na tej ziemi w ramach swej publicznej aktywności i niezależnie od tego co zrobił, wiedział że Ojciec Go kocha. I mógł w chwilach swej Męki z całą ufnością mówić: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego”. Bo Ojciec zawsze był po Jego stronie. Zawsze darzył Go swoją miłością.
 
Ale i nam potrzebne jest to słowo, które rozległo się nad rzeką Jordan w chwili Chrztu Jezusa. Bóg ukochał nas jeszcze przed założeniem świat, kocha nas jak Jezusa. Mówi do każdego z nas: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. Możemy być pewni, że te właśnie słowa zostały wypowiedziane przez Ojca niebieskiego nad każdą i każdym z nas, w momencie naszego chrztu. Zostały wypowiedziane po to, abyśmy w każdej chwili życia, w tym co nazywany szczęściem czy pomyślnością, ale także w tym co po ludzku odbieramy jako nieszczęście, pamiętali, że Bóg jest z nami. Te słowa są nam potrzebne, żebyśmy pamiętali iż On nas ukochał, zanim cokolwiek zrobiliśmy i kocha nas pomimo tego że od Niego odchodzimy. Jego łaskę otrzymaliśmy darmo… Tej czystej darmowości łaski zbawienia, która widoczna jest szczególnie przy chrzcie dzieci, doświadczyła większość – jeśli nie wszyscy – spośród nas. Bóg wychodzi naprzeciw nas i swoją bezinteresowną miłością obejmuje nasze życie: „Nie my umiłowaliśmy Boga, ale to On sam nas umiłował… My miłujemy, ponieważ On pierwszy nas umiłował…” Ale nawet w przypadku dorosłych, którzy przyjmują chrzest, nie wolno zapominać o słowach z listu św. Pawła do Tytusa: „nie ze względu na uczynki sprawiedliwe, jakie spełniliśmy, lecz z miłosierdzia swego zbawia nas Bóg przez obmycie odradzające i odnawiające w Duchu świętym” (Tt 3,5). Jeśli popatrzeć w historię, zobaczymy że od najdawniejszych czasów w Kościele chrzest jest udzielany dzieciom, ponieważ jest łaską i darem Bożym, które nie zakładają ludzkich zasług.
 
Świadomość, że Bóg jest z nami dodaje skrzydeł. Mówił św. Piotr w domu Korneliusza (czytanie z dziejów Apost.) o Jezusie, że „dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy, którzy byli pod władzą diabła”. Fakt, że ktoś mnie kocha pomimo słabości, że ktoś ma we mnie upodobanie, że widzi we mnie cos dobrego,  że coś we mnie się komuś podoba – to budzi wiarę w siebie, zachęca do wysiłku, do pomnażania tego dobra. Dostrzegając potknięcia innych ważne jest by nie tylko korygować błędy, ale docenić inicjatywę, pomysł, rozwiązanie, pochwalić coś co na uznanie zasługuje.
 
Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie”. Bóg kocha każdego jednakowo, ale oczekuje naszej odpowiedzi, naszej współpracy. Cieszy się, gdy widzi naszą odpowiedź na Jego bezinteresowną miłość. Tą naszą odpowiedzią może być – i powinno być – dostrzeżenie i rozwijanie tego, co jest moim szczególnym darem, dostrzeżenie i rozwijanie dobra które we mnie jest. Taką odpowiedzią będzie też powiedzenie siostrze czy bratu, koleżance czy współlokatorowi o tym, co w jego słowach decyzjach czy czynach budzi moje upodobanie – dostrzeganie w drugim i nazywanie po imieniu dobra, a w ten sposób „uskrzydlanie” i uwalnianie z klatki skoncentrowania tylko na słabości, grzechu, niepowodzeniu. Wszystko po to, aby uwolnić drzemiące w człowieku energie.
 
Ks. Piotr Szyrszeń SDS